Body positive, Kobiecość

Normalizowanie wizerunku naturalnych ciał przez ciałożyczliwą fotografię – Marta Młot.

Presja perfekcji

Mimo rosnącego w siłę ruchu bodypositive, zewsząd wciąż osaczają nas wizerunki idealnych ciał. Jeszcze nigdy dotąd nie żyliśmy pod tak dużą presją tego, jak powinniśmy wyglądać. Statystyki samobójstw wśród nastolatków w Polsce pikują, mimo to mainstreamowe media wciąż emitują kolejne spoty reklamowe, które napędzają nas do wyścigu o nieosiągalną sylwetkę, bujne brwi, czy gęste włosy. Rozkładówki magazynów modowych i beauty zalewają nas wizerunkami wyretuszowanych, idealnie proporcjonalnych twarzy, których rysy potrafią być tak zmienione, że nawet celebryci są na nich ledwo rozpoznawalni.

Pięknie niedoskonali

Nasiąknięci obrazkami przedstawiającymi perfekcyjne wizerunki mniej lub bardziej znanych osób, boimy się popatrzeć w lustro. No bo co tam zobaczymy? Pewnie przebarwienia. Pewnie wypryski. Niektórzy zapewne zmarszczki. Może blizny po trądziku. Może ciemne włoski. Na pewno rozstępy. Na 95% cellulit. Jakieś nadmiary, jakieś braki. Fałdki, tam gdzie oczekuje się płaszczyzn. Marszczenia, gdzie dobrze widziane są gładkości.

Gdzie się podziejemy z tym naturalnym, nieidealnym ciałem? Gdzie w kulturze wyidealizowanego, perfekcyjnego piękna znajdzie się miejsce dla prawdziwego „ja”?

Ciałożyczliwy azyl

Takie miejsce tworzę dla wszystkich przed moim obiektywem. To miejsce, w którym osoby fotografowane spotykają się ze swoim ciałem takim, jakie jest tu i teraz. Fotografując zapraszam je do przychylniejszego spojrzenia na siebie – nigdy nie proszę, by celowo zasłaniały odstające od obecnie panującego kanonu piękna fragmenty ciała. Nie staram się też specjalnie ich eksponować. Nigdy też nie proszę, by nagle pokochały to, co do tej pory było ukryte, niechciane. Jak mogłabym? Za jeden z okrutniejszych mechanizmów kultury piękna uważam najpierw oczekiwanie, że zmieścimy się w tym jakże ciasnym kanonie, a gdy tylko się nam to nie uda oczekiwanie, że mimo to szybko się pokochamy takimi, jacy jesteśmy.

Nagość jest naturalna

Zawsze jednak zachęcam do zaakceptowania tego, co tu i teraz. Bo o tym też są te fotografie. Oddają tu i teraz, chociaż nie jest to tylko powierzchowność ciała. To, w co najchętniej ubieram osoby fotografowane, to ich emocje, światło i cienie. I to też staram się wyeksponować na zdjęciach.

Kiedy puściłam w świat pierwszą ciałożyczliwą sesję fotograficzną, usłyszałam od obiorców, że nie sądzili, że takie ciała można pokazać tak, jak pokazuje się ciała modelek. Że zasługują na uwagę, że w mainstreamie znajdzie się dla nich miejsce. Że chociaż są to zdjęcia pokazujące nagość, nie seksualizują. Nie uprzedmiotawiają. Są naturalne i szczere. Bo nagość jest naturalna.

Odcięci od ciała

Kiedyś pewna mistrzyni tantry opowiedziała mi anegdotę o tym, jak prowadziła warsztaty grupowe z pracy z ciałem. Poprosiła uczestników warsztatu o to, by dotknęli swojego ciała. Na co oni zaczęli głaskać… swoje ubrania. Na co dzień nosimy ciuchy, które nas opinają, drapią, drażnią. Zostawiają ślady na naszej skórze. Stają się maskami, które nosimy by broniły nas przed światem. Mimowolnie jednak, tym samym odgradzamy się od siebie. Przestajemy słuchać sygnałów z ciała, w głowie brzmią nam natrętne myśli. Kiedy zapraszam osoby przed swój obiektyw, zachęcam do zrzucenia uwierających je masek. Granicą nagości pozostaje ich poczucie komfortu i w takiej atmosferze razem próbujemy utulić ich relację z ciałem. Z życzliwością przyjrzeć się niechęci, odrzuceniu i tym wszystkim trudnym emocjom, które uniemożliwiają skontaktowanie się ze sobą.

Jednak mogę być piękna

Co najczęściej słyszę od osób fotografowanych, gdy oglądają finalne fotografie? Że nie sądziły, że kiedykolwiek poczują się piękne, pomimo kompleksów, z którymi walczą każdego dnia.

Mimo, że te fotografie nie tuszują tego, czego osoby w sobie nie lubią, często zgadzają się na publikacje zdjęć. Aby stały się rysą na perfekcyjnym szkle mainstreamowych obrazków.

Jak patriarchat opuścił mężczyzn

Chociaż większość osób, które fotografuję to kobiety, coraz częściej na sesje zdjęciowe zgłaszają się do mnie również mężczyźni. Osamotnieni pod presją wizerunków wyrzeźbionych, gładkich muskułów, zaczynają szukać drogi do akceptacji swojego poza kanonowego ciała. Paradoksalnie, system patriarchalny, w którym żyjemy, krzywdzi również mężczyzn, pozostawiając ich na pastwę swoich brutalnych oczekiwań. Nie ma w niej miejsca na słabość, wątpliwość, czułość dla swoich niedoskonałości.

Misja ciałożyczliwej fotografii

Normalizowanie wizerunku naturalnych ciał to fotograficzna misja, którą podjęłam początkowo sama dla siebie. Bardzo potrzebowałam zacząć otaczać się wizerunkami naturalnych ciał, żeby przestać czuć się jak intruz spoza kanonu w idealnym świecie perfekcyjnego piękna. Kiedy zaczynałam, życzyłam sobie, żeby moja działalność pomogła chociaż jednej osobie poczuć się, tak, jak ja, ze sobą ­­– u siebie. Dziś jest nas coraz więcej, a trend nie perfekcji coraz głębiej rzeźbi skałę. Mam nadzieję, że oznacza to, że jako społeczeństwo zaczynamy rozumieć, jaką krzywdę robi nam kuta na cztery łapy kultura powierzchownego piękna. I że wkrótce zacznie zjadać własny ogon.

POZNAJ BLIŻEJ AUTORKE TEKSTU

Marta Młot to ciałożyczliwa fotografka, która związana jest z fotografią od co najmniej piętnastu lat, choć nigdy profesjonalnie się jej nie uczyła. W pracy fotografki najbardziej inspiruje ją to, czego nie widać na pierwszy rzut oka. Jak mówi: “każdy człowiek ma w sobie piękno, które można wydobyć i pokazać na fotografii. Emocje to nasze najpiękniejsze ubrania.” Swoje fotografie opatruję tekstami na temat emocji, relacji z ciałem, relacji z głową, czy feminizmu.

Instagram: martamlot.art